Marchewkowe parówki
Czasem widzisz coś tyle razy w internetach, że w końcu musisz to wypróbować. Tak było u mnie w przypadku „hot dogów” z marchewki. Wiele razy przewijały mi się na amerykańskich blogach roślinnych, a jak ostatnio wspomniała o nich Agnieszka z ZieloneHistorie no to wiedziałam, że muszę wypróbować! Z racji tego, że białe bułki wyrzuciłam z mojego menu to kupiłam żytnie bułki, które stety/niestety zmusiły mnie do zrobienia burgerowej wersji. Marchewkowe parówki są orzeźwiające i znacznie lżejsze w porównaniu do innych roślinnych alternatyw mięsa.
Jest lato, więc przepisy, które można wykorzystać na rodzinnym grillu są na wagę złota. I tak jak klasykiem są faszerowane portobello, tak marynowane marchewki to już zupełnie inny level. Oczywiście świetnie sprawdzają się też przygotowane na patelni poza sezonem. Wyśmienite jako hot dogi lub po prostu na kanapce.
Chociaż w dzisiejszych czasach w sklepach dość łatwo jest znaleźć alternatywę dla mięsa (zwłaszcza hamburgery), zwykle są one wytwarzane z przetworzonych składników i nie każdy czuje się po nich dobrze (już nie raz słyszałam o bólu brzucha po takich przysmakach i sama ich doświadczyłam).
Te marchewkowe „parówki” to świetny wybór, ponieważ są zdrowe i zaskakująco smaczne. Jeśli podasz je z dobrym chlebem (pełnoziarnistym, żytnim, na zakwasie) i zdrowymi dodatkami, otrzymasz pożywną wersję tego klasycznego klasycznego fast foodu.

Marchewkowe parówki
4 sztuki
Marchewki | 4 sztuki |
Sos sojowy | 125 g |
Ocet jabłkowy | 50 g |
Woda | odpowiednia ilość |
Przyprawa do mięsa/gyrosa | 2 łyżeczki |
Marchewki obieramy, zalewamy wodą i gotujemy (od zagotowanie ok. 30 minut). Następnie przekładamy do głębokiego talerza i zalewamy sosem sojowym, octem, wodą (tyle by całe marchewki były zanurzone) i doprawiamy. Wstawiamy marchewki na noc do lodówki. Następnego dnia wrzucamy na grilla lub smażymy na odrobinie oleju.